niedziela, 15 stycznia 2012

4. Niesamowita podróż


    Nie usiadłam koło niego, trochę miałam do niego żal, że się nie odezwał, a przecież obiecał. Zajęłam miejsce w drugim końcu wagonu i również zaczęłam czytać książkę. Gabryś przez kolejne dwie godziny udawał, że mnie nie widzi, a może naprawdę nie widział. Nie wnikałam.
    - Shane, przepraszam, że nie napisałem – powiedział.
    Zamurowało mnie, tyle czasu się nie odzywał aż tu nagle i nawet przeprosił. Nie możliwe, żeby tak długo układał słowa, które mógłby mi powiedzieć. Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami i rozdziawioną buzią, musiałam wyglądać fatalnie. Chciałam już powiedzieć, że nic nie szkodzi, ale ugryzłam się w język.
    - Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz. Ojciec miał wypadek i nie było… bardzo chciałem do ciebie napisać… ale zupełnie zapomniałem… te wydarzenia tak mnie zupełnie rozstroiły…  – jąkał się.
     - Już dobrze – powiedziałam – trochę miałam do ciebie żal, że najpierw obiecałeś, a później zupełnie nie dotrzymałeś danego słowa, ale już mi przeszło – pocieszyłam go.
    Teraz się uśmiechał, jeszcze piękniej niż zwykle, jak takiemu chłopakowi można by czegoś nie wybaczyć, przecież to niedorzeczne. Gabriel wstał wziął swoje rzeczy i podszedł do miejsc, które były koło mnie. Położył swoje rzeczy i usiadł koło mnie. Na początku głęboko wpatrywał mi się w oczy, jakby chciał coś w nich zobaczyć, ale ja ciągle mu na to nie pozwalałam i odwracałam wzrok. Później zaś powiedział, że musi do jutra przeczytać książkę, więc pogrążył się w lekturze. Ja zrobiłam to samo. Czytałam „Zahira” Paula Coelho i zastanawiałam się po co w ogóle go wyjęłam skoro i tak nie potrafię zagłębić się w lekturze, bo zapach Gabriela zupełnie mi nie daje i jestem przez niego za bardzo rozkojarzona.
    Spojrzałam po chwili na zegarek, był kwadrans po czwartej. Poczułam jak straszne zmęczenie siada mi na ramiona, oczy i umysł, więc zamknęłam książkę i zdecydowałam się przespać.
    - Gabriel – powiedziałam, a on podniósł głowę znad książki.
    - Wyglądasz na bardzo zmęczoną, może się prześpisz? – zaproponował.
    - Wiesz, chciałam ci właśnie powiedzieć, że trochę się chyba zdrzemnę – potwierdziłam.
    - Jeżeli chcesz, możesz położyć głowę na moim ramieniu, będzie ci o wiele wygodniej i mogę dać poduszkę do tego jeżeli chcesz? – zaproponował.
    - No nie wiem, będzie ci nie wygodnie – powiedziałam.
    - No już – przekonywał mnie dalej – przecież nic mi się nie stanie, ramię mi się chyba nie urwie, co nie? – powiedział i zaśmiał się.
    - Dobra, ale ostrzegam, jestem ciężka.
    - Przeżyję – powiedział i uśmiechnął się znów.
    Położyłam się więc na jego ramieniu i nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam.
    Nie wiem ile czasu byłam pogrążona we śnie, ale gdy się obudziłam nie było Gabriela, ani żadnej jego rzeczy, prócz poduszki i koca, który zostawił żebym mogła się wyspać. Strasznie mnie to zdziwiło, że go nie ma. Chyba był postój, bo nie czułam, ani też nie słyszałam, żeby pociąg się poruszał. Po chwili zdecydowałam, że warto by już wstać i w tej chwili zobaczyłam jego, wchodzącego do wagonu z pączkami i gorącą czekoladą.
    - O, już wstałaś? – powitał mnie od progu – nie chciałem cię budzić, wyglądałaś na taką wycieńczoną. Wiesz, kupiłem pączki i czekoladę, może się skusisz? – dokończył z szarmanckim uśmiechem.
    - Wiesz, z przyjemnością – powiedziałam z uśmiechem – uwielbiam pączki i gorącą czekoladę.
    - To wspaniale, przynajmniej nic się nie zmarnuje, bo wziąłem dużo tego wszystkiego.
    - Po co ci aż tyle? Jedziesz na jakąś wyprawę, czy coś?
    - Właściwie to tak, ale najpierw muszę zajrzeć do babci do Sopotu i zobaczyć jak się miewa, ostatnio była bardzo słaba. Jeżeli tak będzie i tym razem, zostanę z nią pewnie na całe ferie – powiedział zmartwiony.
    - Aha, rozumiem.
    - A ty? Jakie masz plany na ferie, jeżeli mogę wiedzieć? – kontynuował.
    - Tak do końca to jeszcze nie mam żadnych. Jestem pewna tylko dwóch rzeczy, tego, że uciekłam z domu i rodzice pewnie będą mnie szukać oraz tego, że jadę do dziadka do Sopotu, tak jak ty.
    - Hm, dość nieciekawie, ale postaram się pomóc ci zapomnieć, chociaż na czas drogi, o rodzicach i o tym, że uciekłaś.
    - Dzięki, tylko ciekawe czy Ci się uda.
    - Nie bój się, mam swoje sposoby – powiedział i zrobił podobną minę do tej na gadu-gadu - <cwaniak2> . 
    - Ok., postaram się ci zaufać.
    Przez resztę drogi cały czas rozmawialiśmy, Gabriel dużo mówił o sobie, ale też pytał często o moje zainteresowania, gatunek ulubionych książek, filmów. Upodobania muzyczne, spędzanie wolnego czasu i podobne. Podróż nad pozór minęła nam bardzo szybko.
    Gdy wysiedliśmy z pociągu Gabryś powiedział, że jeszcze nigdy nie spotkał takiej wspaniałej dziewczyny jak ja. Strasznie zdziwiły mnie jego słowa. Zawsze wszyscy powtarzali, że jestem nieznośna i, że często woleliby nie mieć córki, niż mieć taką jak ja. Rozumiałam ich, źle się uczyłam, pyskowałam. Ale przecież niektórzy gorzej mają. Niektórzy już dwunastolatkowi piją, palą, biorą narkotyki, uprawiają sex. Ja tego nie robiłam, więc dlaczego mama tak bardzo się mnie czepiała? Byłam lepszą dziewczyną niż niejedna spotkana na ulicy. Tak, problem polegał na tym, że miałam w dupie naukę i całą szkołę, znajomych, a często i mamę. Miała rację, ale przecież się zmieniłam, może teraz i Gabriel miał rację.
    - O czym myślisz? – przerwał mi rozmyślania.
- Już o niczym. Przepraszam, mówiłeś coś do mnie?
- Powiedziałem, że jeżeli chcesz to mogę Cię odprowadzić do domu dziadka.
- Jesteś pewien, że chcesz mnie odprowadzić? Mój dziadek jest dosyć dziwny, ja zresztą też.
- Tak chcę.
Miałam ze sobą tylko plecak i małą walizkę, dlatego droga do dziadka nie była zbyt ciężka. Z Gabrielem dalej rozmawialiśmy o naszych zainteresowaniach, później o planach na przyszłość.
Kiedy doszliśmy do ulicy na której mieszkał Ernest – mój dziadek powiedziałam, że pójdę dalej sama, jednak Gabriel uświadomił mnie, że dziwnym zbiegiem okoliczności jego babcia mieszka na tej samej ulicy. Jak się później okazało jej dom stoi naprzeciwko dziadka.
- Pewnie bardzo dobrze się znają – zauważyłam – są w końcu sąsiadami z naprzeciwka – dodałam z uśmiechem.
- Tak, pewnie tak, jednak babcia nigdy nie opowiadała mi o sąsiadach, nie jest zbyt rozmowna z tego, co wiem.
- Przepraszam, że spytam – speszyłam się.
- Tak?
- Co… co się stało z… no wiesz, z… twoim… dziadkiem? – w pociągu dowiedziałam się, że nie żyje od dawna.
- Miał wylew.
- Tak mi przykro.
Nie skończyliśmy rozmowy, bo dziadek wyszedł na podwórko wynieść śmieci i od razu mnie zauważył.
- Zobaczymy się? – zapytałam.
- Tak, pewnie. Zadzwonię – odpowiedział z uśmiechem, jednak widać było, że coś strasznie go martwi.
Podbiegłam do ukochanego staruszka, przytuliłam go mocno i pocałowałam w policzek. Nie mógł uwierzyć, że tu jestem. Od razu wyczuł, że coś musiało się stać skoro z tak małą walizką i strasznie wypchanym plecakiem przyjechałam do niego i oczywiście zasypał mnie pytaniami, czy wszystko dobrze między mną i mamą, czy wydarzyło się coś strasznego, czy radzimy sobie, itp.  Dokładnie opisałam mu sytuację i poprosiłam, żeby nie mówił rodzicom, że tu jestem. Chciałabym pobyć trochę sama.
Po tłumaczeniach, zjedliśmy z dziadkiem obiad i dziadek powiedział, że chciałby mi pokazać coś, co na pewno mi się bardzo spodoba. Przed wyjazdem zatelefonował jeszcze w jedno miejsce i powiedział, że możemy jechać. Zastanawiałam się do kogo mógł dzwonić, przecież obiecał, że nic nie powie rodzicom. Może myliłam się wierząc mu bezgranicznie we wszystko? Nie wiem, miało się okazać niebawem.
Do centrum dotarliśmy samochodem dziadka – volvo c30. Uwielbiałam ten samochód. Jeździł z taką oszałamiającą prędkością i pracował bardzo cicho, w przeciwieństwie do posiadanych przez mamę aut.
Jak się okazało na dziadka czekała jego dobra znajoma z synem, Przemkiem, który miał 19 lat.
Starsi się oddalili, a my poszliśmy pojeździć na łyżwach. 
- Kocham cię - powiedziałam nieśmiało do Gabriela i zaraz później pożałowałam swoich słów.
-  Chrzań się - odpowiedział zły, a ja poczułam ból w okolicy serca, jakby ktoś właśnie zaszedł mnie od tyłu i coś w nie wbił. Stałam jak otępiała nie wiedząc co powiedzieć, a on kontynuował - czy ty myślałaś, że się w tobie zakochałem? - zaczął się przeraźliwie śmiać, a mnie było strasznie głupio. Bardzo żałowałam, że mu powiedziałam. Popełniłam chyba największy błąd w moim życiu, ale cóż, trudno. Za błędy trzeba niestety płacić - chyba cię pogięło - dopowiedział i ruszył przed siebie z kamiennym wyrazem twarzy.
       Teraz wszystko zrozumiałam, on cały czas udawał i w ani jednej chwili, gdy trzymał mnie za rękę mu nie zależało, a słowa "kocham cię" i tak dalej, które cały czas mi powtarzał, były tylko ściemą. Całe moje zakochanie to było jedna wielka ściema. Rzecz, której teraz nie dało się ogarnąć. Stałam wpatrując się w ścianę budynku, który niby znałam od 18 lat, a tak naprawdę, był dla mnie tylko hotelem, w którym mogłam coś zjeść, odrobić lekcje i się wyspać, nic więcej. Zaczęłam płakać, bo co innego jest do roboty, gdy straci się wszystko, to co się miało najważniejsze w życiu? Nie wiem. Już nie mam pojęcia.

3. Psycho


    Coraz częściej czuję pustkę. Różne myśli kłębią mi się po głowie. W szkole jeszcze jakoś opanowuję wszystko, ale też staram się być sama, żeby nie przywiązywać się do ludzi, bo okropnie boli, gdy ktoś dla ciebie bardzo ważny staje się osobą coraz dalszą, a w końcu, przez którą stajesz się już do końca zapomniany.
    Nicole jest zajęta kimś innym, ja odeszłam na półkę zapomnienia. Dlaczego półka zapomnienia, bo na niej leżą rzeczy zapomniane, do których już się nie wraca. No tak, wszyscy przecież z biegiem czasu się zmieniają, znajdują nowych, często lepszych przyjaciół, a ci kiedyś najlepsi odchodzą właśnie na tę znaczącą półkę i tylko jeżeli czegoś naprawdę potrzebują właściciele tych zabawek to po nie sięgają i używają jak marionetki.
    A Nicole  obiecała. Miała znaleźć czas dla mnie, dla kawałka mojego serca. I co z tą obietnicą? Najzwyczajniej w świecie ją olała. Jakby to nie była żadna ważna obietnica, a tylko zwykłe puste gadanie przewrażliwionej Shane. Ech… jak ciężko jest utrzymać przyjaciół.
    No ale w sumie, co kogoś obchodzi taka dziewczyna jak ja? Nikomu do szczęścia nie jestem już wcale potrzebna, Nikki sobie przecież znalazła innych przyjaciół, prawdopodobnie lepszych niż taka ja.
    Próbuję teraz, jednak bezskutecznie, przekonać siebie, że wszyscy ludzie nie są mi potrzebni, że mój świat to tylko i wyłącznie ja. Nie wierzę w żadne swoje słowo, a tym bardziej nie wierzę sobie.
    - Shane! – zawołała Alexis – ktoś przyszedł do ciebie.
    - Hmmm. Ciekawe kto to – wyszeptałam sama do siebie – czyżby niby przyjaciółka? – jestem okropna, co ja w ogóle mówię?! – już idę – po namyśle powiedziałam głośniej, żeby mama mnie usłyszała.
    Schodząc miałam wiele tez twierdzących kto to, ale gdy zeszłam na dół moje wątpliwości, co do tego kto przyszedł momentalnie się rozwiały i okazało się, że ani razu nie trafiłam. Na progu stał mój „anty” ojciec. Kiedyś mama opowiadała mi o nim, pokazywała jego różne zdjęcia, ale zrezygnowała po tym, jak powiedziałam jej, że mnie to nie interesuje. Teraz on stał ty jak gdyby nigdy nic i uśmiechał się do mnie. Nie wyglądał zbyt staro, co najmniej na 30 parę. Miał czarne trampki z Nike, czarne spodnie dresowe, też z Nike, bluzkę, też czarną i też z Nike oraz skórzaną kurtkę, pewnie też z jakiegoś firmowego sklepu, mimo że nie było widać żadnego znaku, ani metki, bynajmniej ja go nie odkryłam.
    - Cześć mała! – powiedział uśmiechając się szeroko, pokazując swoje olśniewająco białe zęby.
    - Ohoho! Tylko nie mała – pomyślałam – cześć – odpowiedziałam zaś.
    - Mogę wejść? – zapytał i od razu nie czekając na odpowiedź wszedł do salonu i usiadł na kanapie.
    Chyba zauważył moje niezadowolenie, bo po chwili wstał i od razu mina mu zrzedła.
    - Dobra, przejdźmy do rzeczy – powiedział – jesteś moją „córcią” – dodając wykonał tak zwany ironiczny nawias.
    - Czego chcesz? – zapytałam zdenerwowana prawie do granic możliwości – oczekujesz może jeszcze, że coś dostaniesz, od którejś z nas po tym, co zrobiłeś mamie?! – prawie krzyczałam.
    - Mam chyba prawo nawiązać z tobą jakiś kontakt, czyż nie? – rzekł.
    - Niby – odpowiedziałam ironicznie – mów czego chcesz, bo nie mam ochoty i tak z tobą rozmawiać – dodałam.
    - A więc, czy nie uważasz, że powinniśmy podbudować nasze stosunki w celach dobra rodziny? – spytał już bardziej niepewnie.
    - Dobra rodziny?! Dobra rodziny?! O jakiej ty mówisz rodzinie?! Ty w ogóle wiesz, co to jest rodzina?! Nie wydaje mi się! – krzyczałam.
    - Kochanie, nie denerwuj się – wtrąciła się matka – mówiłam, że lepiej będzie jak ja z nią pierwsza porozmawiam – tym razem zwróciła się do ojca.
    - Mamo! O czym ty w ogóle mówisz?! Powinnaś pierwsza ze mną porozmawiać?! Niby o czym?! Dlaczego ja nic nie wiem?! – pytałam kompletnie zdezorientowana.
    - Ja i ojciec chcemy… - i nagle urwała, jakby bała się kontynuować, żeby nie stało się nic złego.
    Stałam w napięciu wyczekując, co powie dalej, jednak już w zasadzie nie musiała. Myśli same napływały mi do głowy. Powoli zdawałam sobie sprawę z tego, co oboje chcieli mi spokojnie i powoli powiedzieć. Chcieli się zejść, no jasne. Innych cieszyłaby ta wiadomość, ale ja miałam wszystkiego już po dziurki w nosie.
    - Rozumiem – powiedziałam tylko i pobiegłam na górę do swojego pokoju.
    Trzasnęłam drzwiami i włączyłam mp4 na fulla, głośność, którą nastawiłam wysadzało  bębenki, słuchałam swoją ulubioną piosenkę Paramore - „Decode”, a później kolejne utwory tego angielskiego zespołu, które uwielbiałam prawie tak samo jak poprzedni i po chwili zaczęłam płakać. Teraz świat wydawał mi się jeszcze gorszy, jeszcze bardziej nie do zniesienia.
    Po godzinie zmęczona płaczem zmniejszyłam głośność w mp4 i wtulona w swojego misia, Kubusia Puchatka, którego dostałam na pierwsze urodziny od babci, starałam się zasnąć. Chyba babcię kochałam najbardziej, ale ona odeszła najszybciej. Cztery lata temu był jej pogrzeb, zmarła na zawał, strasznie mi jej brakuje i często zastanawiam się nad tym, dlaczego to musiała być akurat ona. Rozmyślając zasnęłam.
    Obudziłam się o 2:40. Od razu ruszyłam do okna, by zobaczyć skąd bije taki blask, bo kątem oka spostrzegłam, że lampy są wyłączone. To były gwiazdy, świeciły tak oszałamiającym blaskiem, że chciałam się w nich zatopić i już więcej nie powrócić z tego pięknego świata. Śnieg skrzył się razem z nimi. Wszystko wyglądało na takie piękne, ubrałam się, spakowałam swoje najpotrzebniejsze rzeczy i wyskoczyłam przez okno. Miałam trochę kasy, sądziłam że wystarczy mi na dojazd do Sopotu do dziadka. Tylko on mógł mi teraz pomóc. Szłam bardzo długo, nie jeździły nigdzie żadne samochody. Doszłam do stacji kolejowej, kupiłam bilet i usiadłam na peron by zaczekać na pociąg. Miałam szczęście, bo w nocy bilet był tańszy i zostało mi jeszcze trochę na jakiekolwiek jedzenie. Zdążyłam porządnie zmarznąć, bo pociąg przyjechał dopiero po godzinie. Wsiadając od razu ogarnęło mnie niesamowite zdziwienie. Przy oknie siedział Gabryś pogrążony w lekturze, bynajmniej na takiego wyglądał.

2. Niezwykłe senne wyobrażenia


    Kiedy to było nie wiem, ale jestem prawie pewna, że to nie był sen.
    Kolejny szkolny dzień mijał jak zawsze bezproblemowo, gdy nagle po drugiej godzinie lekcyjnej na przerwie zobaczyłam Gabriela. Stał sam obok klasy IIe(ja jestem w IIa), pewnie zadręczając się wieloma pytaniami(miał dziwny wyraz twarzy, dlatego tak pomyślałam). Chciałam do niego podejść, jednak cały czas coś hamowało mnie przed tym głupstwem i powtarzało ciągle: „Stój! To on ma się tobą zainteresować!”. Już miałam posłuchać tego głosu, jednak później, w jednej chwili odrzuciłam stereotypy i podeszłam.
    - Hej! Jak się masz? – przywitałam się, czując palące uczucie w miejscu policzków. Pewnie strasznie się rumieniłam.
    - Czeeeść! A nawet dobrze, szukałem cię – powiedział, teraz uśmiechnięty od ucha do ucha.
    Pewnie nabijał się z moich krwistoczerwonych policzków, na pewno myślał, że to idiotyczne, gdy ktoś się czerwieni, a ja już nie jeden raz zostałam o tym przekonana.
    - A w jakim celu mnie szukałeś? – spytałam obojętnie, w środku cała podekscytowana.
    - Chciałem… znaczy… - zaczął się jąkać – czy mogłabyś… no jeżeli masz ochotę… ech… - uciął.
    - No mów o co chodzi, przecież nie gryzę – powiedziałam z uśmiechem.
    - No dobra… Shane, czy mogłabyś mi pokazać trochę tę szkołę? Zupełnie nie łapię się czasami gdzie mam iść – zapytał już spokojniej ale dalej bardzo nieśmiało.
    Oooo taaak! No pewnie, że bym chciała! Z największą przyjemnością! – krzyczałam w duchu, ale do Gabriela powiedziałam tylko – oczywiście, jeżeli tego chcesz – i się uśmiechnęłam.
    Kolejne przerwy spędzaliśmy już razem, opowiadałam mu o szkole, nauczycielach, salach, w których odbywają się poszczególne zajęcia, o uroczystościach naszego liceum, ale też o kołach pozalekcyjnych i olimpiadach naukowych. Wyglądał na osobę bardzo zainteresowaną tym, co mówię, ale czy tak było naprawdę, nikt prócz niego nie wie.
    Po skończonych lekcjach czekał na mnie przed szkołą i spytał czy mógłby mnie odprowadzić. Zgodziłam się, co mi szkodzi. W czasie drogi było bardzo miło, odkryliśmy wiele wspólnych tematów. Nawet nie zauważyłam jak szybko doszliśmy do mego domu. Na pożegnanie lekko mnie przytulił, uśmiechnął się i odszedł bez słowa. Po chwili, gdy weszłam do domu, dostałam smsa: „Jeszcze się dzisiaj odezwę. Gabryś. PS: Mam dla Ciebie niespodziankę”.
    Czekałam cały dzień, ale on obietnicy nie dotrzymał. Byłam zła i postanowiłam więcej się do nie go nie odezwać.
    Popołudnie minęło mi niespecjalnie, próbowałam czytać książkę, ale kiedy tylko skończyłam jeden rozdział, dałam sobie sprawę z tego, że myślę tylko o tajemniczym chłopaku i nie rozumiem nic, z tego, co przeczytałam. Tak samo było ze słuchaniem muzyki. Piosenki mijały jedna po drugiej, a ja nawet tego nie zauważyłam i ciągle miałam wrażenie, że leci wciąż ta sama.
    Jestem strasznie rozkojarzona. Odrobiłam lekcje, niby coś tam zrozumiałam w tych zadaniach. Cały dzień świeciło piękne czerwono – żółto - pomarańczowe słońce, ale ja nie mam najmniejszej ochoty wychodzić. Zamknęłam się w pokoju i tak jest dobrze. W sumie czuję się bardziej samotna niż zwykle, ale to nic. Przejdzie mi. Ciągle przecież twierdzę, że inni ludzie nie są mi wcale potrzebni, że mój świat to ja, moje wiersze, mój pokój owiany cieniem smutku, który prawdopodobnie już stąd nie odejdzie.
    Wiecie co? Idę spać, mam już dość tego wszystkiego i dość myślenia tylko o Gabrielu.
    Godzina 2:45, a ja dalej nie mogę zasnąć. Jego oczy, uśmiech i cały on wiruje mi w głowie. Nie potrafię przestać o nim myśleć. Tak bardzo jest mi żal tego, że się nie odezwał. Przecież obiecał, że to zrobi, a może miał coś pilnego do załatwienia i nie mógł? Ale nie, jakiś głos w głowie próbuje mnie przekonać, że mu wcale na mnie nie zależy, że chce się pobawić moim kosztem i tyle. Więcej nic… Oby to nie była prawda… Hm, ale te myśli potrafią dręczyć…
    Obudziłam się o 6:20. Pierwszy raz w nocy śniło mi się coś innego, niż jakieś demony nękające mnie. O dziwo nie był to żaden inny przerażający sen jak zawsze. Tym razem śniło mi się, że tańczyłam z Gabrysiem wolnego, ale nie tak zwyczajnie. Na początku wziął mnie za biodra i podniósł do góry. Później tak mocno przytulił do siebie, że aż myślałam, że zemdleję, a po chwili zaczął mnie obracać wokół siebie. Zakręciło mi się w głowie, on chyba to wyczuł, bo postawił mnie na ziemię, popatrzył mi głęboko w oczy i zaczął całować. Obudziłam się ze łzami w oczach i zadawałam sobie ciągle to pytanie: „Dlaczego to był tylko sen?!”. Długo trwało, aż zdałam sobie sprawę z tego, że kolejny raz odbiegłam marzeniami zbyt daleko i szczerze mówiąc zaczęłam żałować, że jednak Dyra dała mi szansę i nie przeniosą mnie do innej szkoły. Gdyby to zrobiła może więcej bym go nie zobaczyła i byłby koniec użalania się nade mną i moim głupim niedowartościowanym światem.
    „Dobra, wstawaj”, bo jeszcze trochę i spóźnię się do szkoły. Mamy nie było. Pewnie poszła na dzień do pracy(mama pracowała jako bizneswoman, trochę dziwiło mnie to, że ma tak dobrą pracę, przecież w wieku 18 lat urodziła mnie, a wtedy była w trzeciej klasie liceum, była rok starsza niż ja teraz. Niesamowite, że udało jej się z tymi wszystkimi problemami osiągnąć tak dobry zawód), musiałam zatem biec do szkoły nie mieściła się ona zbyt blisko mojego domu. Pędem ruszyłam przed siebie. Poranek był dosyć ciepły jak na zimowy dzień, podczas biegu czułam jak wiatr delikatnie muska moją twarz, było mi dobrze tak biec, niby w nieznane, ale za 10 minut miała się zacząć pierwsza lekcja więc stwierdziłam, że muszę poprawić kondycję i zaczęłam biec jeszcze szybciej. Do szkoły wpadłam równo z dzwonkiem, na moje nieszczęście musiałam się przebrać i zostawić rzeczy w szafce, a była ona na trzecim piętrze. Postanowiłam pojechać windą. Udało się, przebrałam się i zaczęłam zbiegać po schodach, pierwszą lekcję miałam na parterze. Zbiegając minęłam trzech nauczycieli, z czego jednego, z którym miałam mieć lekcję. Ważne, że dotarłam pod klasę pierwsza, bo pan profesor nie uznawał spóźnień, jednak nie upiekło mi się.
    Od razu, po sprawdzeniu listy obecności zaczął pytać, jak miał w zwyczaju i oczywiście wypadło na mnie. Podeszłam niechętnie do tablicy, nauczyciel podał mi treść zadania, a ja miałam wypisać dane i szukane oraz rozwiązać zadanie. Nad pozór poszło mi bardzo łatwo i dostałam za odpowiedź 4 z plusem. Byłam z siebie dumna, co jak co, ale czwórka nie zdarzała mi się zbyt często.
    Następne lekcje minęły dosyć spokojnie, nikt mnie nie pytał i niczego się nie czepiał. Muszę przyznać, że pierwszy raz tak bardzo uważałam na lekcjach. Przerwy także minęły dosyć spokojnie. Ani razu nie spotkałam się z Gabrysiem. Może to i dobrze, przecież muszę go skreślić ze swojego życia i przestać myśleć o wszystkim, co jest z nim związane. Na pewno da się żyć bez miłości, z resztą do II liceum nie byłam w nikim zakochana, to niby dlaczego właśnie teraz to się zaczęło? Zupełnie nie rozumiem. To na pewno tylko głupie zauroczenie, które przejdzie mi po jakimś czasie.

1. Pierwsze spotkanie.


Wszystko zaczęło się od głupiego spotkania, które tak naprawdę wcale nie było zamierzone i stało się całkowicie przypadkiem. Od tamtej chwili myślę sobie, że przypadki są głupie i pewnie mam rację.
Oparta o parapet czekałam na swoją wychę. Kolejne wykroczenie, jeżeli można tak to nazwać.  Za chwilę zadzwoni do moich starych ( i zacznie się afera jaką to dobrą córką jestem), a właściwie do matki, bo ojca od siedemnastu lat na oczy nie widziałam.  Superaśnie, nie? Ha, wiem. Dzięki. Ale wracając do tematu. Odszedł gdy tylko dowiedział się, że matka chce mnie urodzić. Miała 18 lat. Hm, niezła wpadka ale to zdarzało się już wielu dziewczynom w jej wieku, szczerze to mam do niej tylko jedną pretensję, czy nie mogła zajść w ciążę później? Co za głupi naród ją stworzył, żeby już przy pierwszym razie zaliczyła wpadkę. O szok. Ale koniec o niej, bo mam mdłości.
Dalej stoję przy parapecie, nagle ze schodów schodził jakiś przystojniak.
- Oh my…. – rzuciłam szeptem i poczułam jak nogi uginają mi się na widok tego niesamowitego chłopaka.
Spojrzał, teraz czułam, że policzki mi płoną i było tak, jakbym zaraz miała zemdleć. Błękit jego oczu doprowadzał mnie do szału, a on schodząc ze schodów był taki pewny siebie. Dosłownie urywek sekundy wystarczył, żebym poczuła coś niesamowitego, żebym poczuła coś, czego zwykłymi słowami nie da się tak po prostu opisać, coś co dotąd nigdy nie miało miejsca w moim umyśle i w ogóle we mnie. Nigdy się tak nie czułam, może dlatego, że nigdy nie byłam zakochana? Nie ważne.
Zatrzymał się. Patrzyłam na niego swoimi niebieskozielonymi oczami i nie mogłam uwierzyć, że ktoś taki zwrócił na mnie uwagę. Nie mogłam uwierzyć, że ktoś tak przystojny, niesamowity, itd. stoi obok mnie. Po chwili serce zaczęło walić mi jak szalone, czułam jego cudne perfumy.  To było, jakby mieszanka najsłodszego cukierka na świecie z ledwo rozkwitłymi konwaliami oblanymi poranną rosą, pokropionych zapachem lasu oraz jakąś nie znaną cudowną wonią, jakby z cynamonem i mlekiem.
Teraz byłam prawie pewna, że się zaraz rozpłynę, jednak on zaczął schodzić po następnych schodach w dół. Widziałam jak się oddala, uparcie wbijałam w niego wzrok i tylko prosiłam gdzieś w środku, by się zawrócił. Podziałało, chłopak znów szedł na górę i zatrzymał się koło mnie. 
- Cześć! Mam na imię Gabriel, jeżeli chcesz możesz mi mówić Gabryś, jestem tu nowy – głos mu drżał, widać był tak samo przejęty jak ja – a ty? Jak się nazywasz? – zapytał już spokojniejszy.
- Jestem Shane – odpowiedziałam z uśmiechem.
Po chwili zapadła głęboka cisza, której nikt nie starał się przerwać.  Po pewnym czasie zaczęła mi ona w pewnym stopniu dokuczać. Gabryś wyglądał na inteligentnego chłopaka, więc stwierdziłam, że raz kozie śmierć, i że przejmuję inicjatywę.
- Skąd jesteś? I jakim cudem wiatr przywiał Cię w tak deszczowe strony, czy to przypadek? – chłopak stał w milczeniu, widać było, że głębiej zastanawia się nad udzieleniem odpowiedzi.
- Jestem z Phoenix – wypalił szybko po chwili – dziwnym trafem mój ojciec dostał tu posadę, a ja musiałem z nim jechać, bo nie mogłem mieszkać sam, mam tylko jego. Nie wiem czy to przypadek, że się tu przenieśliśmy ale czuję, że dobrze się stało – kiedy skończył mówić szczerze się do mnie uśmiechnął.
Już miałam zacząć kolejny temat, ale wyszła moja wycha i powiedziała, że na mnie już czas, więc wzięłam od tej starej pruchwy długopis, zapisałam Gabrielowi swój numer i powiedziałam, że gdyby czegoś potrzebował to niech dzwoni.
Weszłam do PN, stanęłam przed drzwiami pokoju dyry(były uchylone) i od razu całe szczęście ze mnie uleciało. Matka rozmawiała z dyrą o przeniesieniu mnie do innej szkoły. Byłam kompletnie załamana i szczerze nie wierzyłam w to, co słyszę. Teraz, kiedy spotkałam tego chłopaka nawet jestem gotowa się zmienić, mogę się lepiej uczyć i w ogóle, niech tylko dadzą mi jeszcze jedną szansę, proszę! Tylko jedną, nie chcę nic więcej. Obiecuję później będę dobrą uczennicą i wspaniałą córeczką, naprawdę.
Dyra wstała z krzesła i zawołała mnie do gabinetu, zaraz miała mi powiedzieć, że mnie przenoszą, bo hańbię naszą szkołę.
- Shane, przenosimy cię do innego liceum.
- Proszę, nie! Już będę się uczyć, teraz naprawdę się poprawię – zaczęłam obiecywać błagalnym tonem.
- No nie wiem – rzuciła matka. Nigdy nie umiała mnie zrozumieć, dosłownie nigdy. Ugh, zawsze wiedziała najlepiej, ale teraz nie, teraz ja nie kłamałam, teraz nie miałam wszystkiego gdzieś, naprawdę zależało mi, by tu zostać, żeby poznać tego chłopaka, może już niedługo być z nim, kto wie.
- Proszę, niech pani da mi ostatnią szansę, obiecuję, że tym razem na pewno się poprawię. Teraz naprawdę zależy mi na tym, żeby tutaj zostać. Zrobię wszystko – upierałam się przy swoim.
- Dobrze, ale to ostatni raz Shane. Jakaś wpadka i wylatujesz, zrozumiałaś? Nie będzie taryfy ulgowej. Jeżeli teraz zawiedziesz nie będzie ratunku i koniec z nauką w tej szkole i wszystkimi twoimi zachciankami – powiedziała surowo Alexis(moja matka).
Byłam niezmiernie szczęśliwa, że mogę zostać, ale teraz będę musiała się bardzo postarać, by mnie nie wywalili i żeby pokazać matce, że jestem lepsza niż jej się wydaje, i że zasługuję na to.
Podczas powrotu do domu nawiązywałyśmy z matką jako taką rozmowę.
- Przyznaj się, dlaczego chcesz tu zostać? Zawsze twierdziłaś, że ta szkoła nie jest na twoim poziomie, że wolałabyś się uczyć gdzie indziej, a nie wśród takich kujonów. Nie rozumiem – spytała mama z uwagą wpatrując się w drogę, po której mknęła swoim czerwonym volvo 60 na godzinę. Przecież mogła jechać szybciej, dlaczego nigdy tego nie robiła?
- No bo tak. Jejku, musisz od razu wszystko wiedzieć?
Miałam do niej żal, że nigdy o nic nie pyta, a tu nagle ją coś interesuje. Od ośmiu lat robiłam zawsze to, na co miałam ochotę i ją to nie interesowało, dlaczego tak nagle teraz zaczęło? Czy niby przez te parę lat coś się zmieniło? Nie wierzę.
- Pamiętaj, że jeszcze mogę zmienić zdanie – krzyknęła!
- Okay, okay. Już milczę – powiedziałam. Dlaczego ona zawsze musi się tak do mnie rzucać? Nic jej nie zrobiłam złego przecież. Rodzice.
Teraz dopiero zauważyłam jak zaczyna ingerować w moje życie. Wprawdzie już od początku roku szkolnego czepia się wszystkich moich zachowań, tego jakim językiem się posługuję i jak się ubieram. Według niej wyglądałam zupełnie tak samo jak wszystkie dziewczyny, które za kasę, nowe spodnie, komórkę, czy też buty(zupełnie jakbym była jedną z tych dziewczyn w „Galeriankach”. No sory, ale aż tak nisko jak tamte laski to jeszcze nie upadłam.) zrobiłyby nie jedno, ale przecież ja nie byłam jak one. Zawsze miałam swój własny świat, ale bez używek, alkoholu, papierosów, byłam niemalże idealna, a ona i tak zawsze starała się znaleźć coś, co mogłoby w jednej chwili przekreślić wszystko, co było we mnie dobre, co dobrego zrobiłam. Każde moje nawet najdrobniejsze wykroczenie traktowała, jak jakieś straszne przestępstwo i wiele razy twierdziła, że robi to wszystko wyłącznie dla mojego dobra, żebym wyszła na prostą, żebym nie była taka jak ona. Nie wiem czy to wszystko było dla mnie, żebym stała lepsza, nikt tego do końca nie wie, prócz Alexis.
Do końca drogi już się do siebie nie odzywałyśmy. Po 20 minutach, kiedy wreszcie dojechałyśmy do „domu”, pierwszą rzeczą jaką zrobiłam było sprawdzenie, czy nie doszedł do mnie żaden sms od Gabriela. Strasznie miałam nadzieję, że chociaż on mnie nie zawiedzie, jednak tu też nie miałam racji, gdyż nie było żadnej wiadomości. Wpatrywałam się w ekran telefonu z pełnym skupieniem i na nowo oglądałam swoją tapetę. Nie miało to żadnego sensu, więc lekko przybita poszłam do kuchni. W lodówce znalazłam jedynie jogurt truskawkowy, trzy opakowania czekoladowego „monte”, mleko, kawałek sera, ananasa w puszce i rzeczy, które definitywnie do jedzenia się nie nadawały. Szybkim ruchem chwyciłam jedno opakowanie „monte” i zamknęłam lodówkę.
Mama stojąc przy zlewie zwrócona w moją stronę rzuciła mi jedną z łyżeczek stojących na suszarce. Zamyślona machnęłam ręką, ale nie udało mi się jej złapać. Alexis popatrzyła na mnie dziwnie i już otwierała usta by coś powiedzieć, gdy nagle dziwnym trafem zrezygnowała, i wróciła do swoich zajęć. Poszłam do swojego pokoju, nagle komórka zaczęła burczeć oznajmiając, że dostałam wiadomość. Stałam jak wmurowana, już straciłam wiarę w to, że Gabriel coś napisze, a tu taka niespodzianka, ale może to nie on. Przecież dużo osób w szkole, z którymi się wcześniej kumplowałam miały mój numer, pewnie to była jedna z dziewczyn, która niedawno wpadła na mnie na korytarzu. Wprawdzie nie bałam się zobaczyć tej wiadomości, a jednak coś mówiło mi, żeby może jednak nie patrzyć kto to, ale przecież kiedyś trzeba. Sprawdziłam i mówiąc szczerze trochę się zawiodłam. Wiadomość była od mojej najlepszej przyjaciółki Amelki. Pisała: „ Hej Szejn! ;*** Masz ochotę wyjść na roleczki, bo Nicole ma coś z kostką i nie da rady, a ja nie chcę marnować tak pięknego dnia ;< .„.  Trochę się zastanawiałam nad tym, czy iść, wprawdzie był piątek, ale mogłabym się pouczyć i nadrobić zaległości, jednak stwierdziłam, że muszę opowiedzieć wszystko Amelii o Gabrysiu, więc zdecydowana ruszyłam w stronę kuchni, gdzie słychać było stukot garnków trącanych przez rodzicielkę.
- Mamo Idę na rolki z Amelią!
- Ok., tylko nie wróć zbyt późno – upomniała mnie zrezygnowana.
- No jasne! Wrócę przed zapadnięciem zmierzchu – obiecałam, a ona tylko się uśmiechnęła. Chyba zaczyna mi wierzyć w to, co do niej mówię. I git, zmienia się, no i ja też. Napisałam jeszcze do Amell: „No pewnie, że idę. Będzie superastycznie, muszę Ci opowiedzieć o kimś. ^^ Na razie. Kocham Cię! ; ****”. I ruszyłam na rolkach drogą przed siebie. Strasznie cieszyłam się, że znów spotkam się z moją kochaną przyjaciółką i że będę mogła z nią spokojnie porozmawiać.
Kiedy tylko dotarłam na ulicę, na której spotkałam Amelię od razu zrobiło mi się ciepło na sercu. Opowiedziałam jej dokładnie wszystko, co dotyczyło Gabriela, rozmawiałyśmy o szkole, chłopakach, różnych bzdetach i o tym, jak bardzo się za sobą stęskniłyśmy. Amell stwierdziła, że Gabryś jest dziwny, może ma trochę racji, wprawdzie zachował się trochę dziwnie, ale tam. Mnie się strasznie podoba taki jaki jest, sprawia wrażenie niezmiernie tajemniczego, a mi się to straszliwie podoba.
Do domu wróciłam dosyć późno i piekielnie byłam zmęczona, a nogi strasznie mnie bolały, jeździłam z Amelią bardzo długo. Myślałam, że rodzona będzie zaraz mnie wypytywać co tak długo robiłyśmy i w ogóle, ale ona nie chciała nic wiedzieć. Od razu poszłam się wykąpać, w wannie rozluźniłam się na maxa i czułam, że jutro będę miała niemałe zakwasy, ale warto było. Po kąpieli wzięłam leki od alergii, umyłam zęby, zmówiłam pacierz i zasnęłam niespokojnym snem.
Gdy się obudziłam była już sobota. Nie lubię tego dnia, bo muszę pomagać mamie sprzątać w domu, póki wszystkiego nie zrobię nie pozwala mi nigdzie wyjść. Zupełnie jakbym była w jakimś więzieniu, w którym wszyscy muszą bezwzględnie wykonywać polecenia i nawet nie myśleć o tym, co dostali do pracy, tylko to robić.
Wstałam około godziny 10. Ubrałam się, zjadłam śniadanie i zabrałam się do roboty. Mama spała, kiedy obudziła się około 13 prawie wszystko było zrobione, trzeba było tylko poodkurzać. Od razu zdenerwowała się dlaczego jej nie obudziłam, a co moja wina, że chciałam, żeby chociaż raz pospała dłużej i wypoczęła? Zdumiona, że zrobiłam obiad zaczęła mnie przepraszać i się rozkleiła wmawiając sobie, że jest złą matką, a ja musiałam ją oczywiście przekonywać, że nie, i że świetnie sobie radzi. Kto jak kto, ale to moja mama, może jest trochę surowa, może czasami przesadzała, ale która mama nie jest nazbyt opiekuńcza. Dlaczego dopiero teraz zauważyłam, że moja rodzicielka robi to wszystko, żebym wyrosła na dobrego człowieka, może jeszcze nie jest za późno. Teraz zdałam sobie sprawę z tego, że Alexis jest zupełnie inna niż mi się często wydawało.
Po paru minutach się uspokoiła, a ja mogłam wracać do pracy. Męczyło mnie to, że Gabriel do tej pory nic nie napisała, przecież minęły aż dwa dni od naszego ostatniego spotkania, chociaż dla niego to mogły być tylko dwa dni. Ech nie da się zrozumieć chłopaków.
Odkurzając jeszcze rozmyślałam o tym wszystkim, a gdy skończyłam mama odgrzała obiad na kolację, a później już tylko leżałam na łóżku i udawałam, że czytam książkę. Dlaczego udawałam? Dlatego, że tak naprawdę byłam pochłonięta myślami o czymś zupełnie innym.
Kolejna część wieczoru minęła podobnie, a później, to co codziennie i spać.
Obudziłam się po 9. Mama od razu przyszła do mojego pokoju uśmiechając się szczerze.
- O, wstałaś już. Co zrobić Ci na śniadanie?
Byłam pod wrażeniem, że zachowuje się inaczej niż zwykle, że jest miła i nie stara się mi na siłę wmówić, że to ona wie tutaj wszystko.
- Nie wiem, a co jest dobrego? – zapytałam.
- Wszystko jest dobre – odpowiedziała – jeździłam do sklepu i kupiłam wędlinę, bułeczki, trochę owoców i tam jeszcze parę rzeczy, które nadają się do jedzenia – dopowiedziała z uśmiechem.
- Wiesz co mamo? Zrób mi po prostu coś dobrego, a ja to zjem, ok.? – zaproponowałam.
- Dobrze, jak chcesz – powiedziała i poszła przygotować mi śniadanie, na którym nie wiem, co miało być.
Gdy już byłam gotowa zeszłam do kuchni i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Na stole stały kanapki, bogato ozdobione ogórkiem, pomidorem, sałatą, pieprzem, solą i nie wiem czym tam jeszcze, a do tego w filiżance obok stała gorąca herbata.
- Jak zjesz, mam ci coś na deser – powiedziała mama z pokoju obok.
Wzięłam kanapki i zaczęłam jeść, oglądając telewizję w gościnnym. Zbliżała się dziesiąta. Spożywałam śniadanie i głęboko zastanawiałam się nad tym, czy Gabriel w ogóle ma zamiar się do mnie odezwać, gdy nagle mama mi przerwała.
- Proszę – położyła moją ulubioną czekoladę na stoliku – to dla ciebie, jak skończysz śniadanie – później, na 11 pojedziemy do kościoła, dobrze? 
- Ok. – powiedziałam, a mama zaczęła się oddalać – mamo – powiedziałam nie pewnie.
- Tak? – zapytała.
- Dziękuję za czekoladę, to moja ulubiona – powiedziałam.
- Wiem, że ją najbardziej lubisz, dlatego kupiłam – odpowiedziała z uśmiechem.
Wstałam i szczęśliwa i pocałowałam ją w policzek. Mama się uśmiechnęła, ale nie powiedziała nic. Pewnie się zdziwiła moim zachowaniem, ale jak to mówią, ludzie się zmieniają, więc czy ja też nie mogę się zmienić? Oczywiście, że mogę, nikt mi nie zabroni.
Zjadłam śniadanie i zabrałam się do czekolady. Nie zjadłam całej. Zostawiłam dziewięć kawałków mamie.
- Proszę, zostawiłam ci trochę – powiedziałam wyciągając rękę.
- To miło z twojej strony, ale ja nie chcę. Od niedawna nie lubię jeść czekolad, wybacz. Zobacz jak ładnie się do ciebie uśmiecha, zjedz ją sama – odpowiedziała.
- No, ok. – rzekłam.
Później pojechałyśmy do kościoła. Lubię tam przebywać, mimo wszystko czuję się spokojniejsza, wyluzowana i nie muszę udawać kogoś innego, a moja dobra natura wychodzi na wierzch. To niesamowite, że właśnie tam tak bardzo się uspokajam. Po kościele zabrałam się do nauki i tak aż do wieczora, później książka, to co robię codziennie i spać.