niedziela, 15 stycznia 2012

1. Pierwsze spotkanie.


Wszystko zaczęło się od głupiego spotkania, które tak naprawdę wcale nie było zamierzone i stało się całkowicie przypadkiem. Od tamtej chwili myślę sobie, że przypadki są głupie i pewnie mam rację.
Oparta o parapet czekałam na swoją wychę. Kolejne wykroczenie, jeżeli można tak to nazwać.  Za chwilę zadzwoni do moich starych ( i zacznie się afera jaką to dobrą córką jestem), a właściwie do matki, bo ojca od siedemnastu lat na oczy nie widziałam.  Superaśnie, nie? Ha, wiem. Dzięki. Ale wracając do tematu. Odszedł gdy tylko dowiedział się, że matka chce mnie urodzić. Miała 18 lat. Hm, niezła wpadka ale to zdarzało się już wielu dziewczynom w jej wieku, szczerze to mam do niej tylko jedną pretensję, czy nie mogła zajść w ciążę później? Co za głupi naród ją stworzył, żeby już przy pierwszym razie zaliczyła wpadkę. O szok. Ale koniec o niej, bo mam mdłości.
Dalej stoję przy parapecie, nagle ze schodów schodził jakiś przystojniak.
- Oh my…. – rzuciłam szeptem i poczułam jak nogi uginają mi się na widok tego niesamowitego chłopaka.
Spojrzał, teraz czułam, że policzki mi płoną i było tak, jakbym zaraz miała zemdleć. Błękit jego oczu doprowadzał mnie do szału, a on schodząc ze schodów był taki pewny siebie. Dosłownie urywek sekundy wystarczył, żebym poczuła coś niesamowitego, żebym poczuła coś, czego zwykłymi słowami nie da się tak po prostu opisać, coś co dotąd nigdy nie miało miejsca w moim umyśle i w ogóle we mnie. Nigdy się tak nie czułam, może dlatego, że nigdy nie byłam zakochana? Nie ważne.
Zatrzymał się. Patrzyłam na niego swoimi niebieskozielonymi oczami i nie mogłam uwierzyć, że ktoś taki zwrócił na mnie uwagę. Nie mogłam uwierzyć, że ktoś tak przystojny, niesamowity, itd. stoi obok mnie. Po chwili serce zaczęło walić mi jak szalone, czułam jego cudne perfumy.  To było, jakby mieszanka najsłodszego cukierka na świecie z ledwo rozkwitłymi konwaliami oblanymi poranną rosą, pokropionych zapachem lasu oraz jakąś nie znaną cudowną wonią, jakby z cynamonem i mlekiem.
Teraz byłam prawie pewna, że się zaraz rozpłynę, jednak on zaczął schodzić po następnych schodach w dół. Widziałam jak się oddala, uparcie wbijałam w niego wzrok i tylko prosiłam gdzieś w środku, by się zawrócił. Podziałało, chłopak znów szedł na górę i zatrzymał się koło mnie. 
- Cześć! Mam na imię Gabriel, jeżeli chcesz możesz mi mówić Gabryś, jestem tu nowy – głos mu drżał, widać był tak samo przejęty jak ja – a ty? Jak się nazywasz? – zapytał już spokojniejszy.
- Jestem Shane – odpowiedziałam z uśmiechem.
Po chwili zapadła głęboka cisza, której nikt nie starał się przerwać.  Po pewnym czasie zaczęła mi ona w pewnym stopniu dokuczać. Gabryś wyglądał na inteligentnego chłopaka, więc stwierdziłam, że raz kozie śmierć, i że przejmuję inicjatywę.
- Skąd jesteś? I jakim cudem wiatr przywiał Cię w tak deszczowe strony, czy to przypadek? – chłopak stał w milczeniu, widać było, że głębiej zastanawia się nad udzieleniem odpowiedzi.
- Jestem z Phoenix – wypalił szybko po chwili – dziwnym trafem mój ojciec dostał tu posadę, a ja musiałem z nim jechać, bo nie mogłem mieszkać sam, mam tylko jego. Nie wiem czy to przypadek, że się tu przenieśliśmy ale czuję, że dobrze się stało – kiedy skończył mówić szczerze się do mnie uśmiechnął.
Już miałam zacząć kolejny temat, ale wyszła moja wycha i powiedziała, że na mnie już czas, więc wzięłam od tej starej pruchwy długopis, zapisałam Gabrielowi swój numer i powiedziałam, że gdyby czegoś potrzebował to niech dzwoni.
Weszłam do PN, stanęłam przed drzwiami pokoju dyry(były uchylone) i od razu całe szczęście ze mnie uleciało. Matka rozmawiała z dyrą o przeniesieniu mnie do innej szkoły. Byłam kompletnie załamana i szczerze nie wierzyłam w to, co słyszę. Teraz, kiedy spotkałam tego chłopaka nawet jestem gotowa się zmienić, mogę się lepiej uczyć i w ogóle, niech tylko dadzą mi jeszcze jedną szansę, proszę! Tylko jedną, nie chcę nic więcej. Obiecuję później będę dobrą uczennicą i wspaniałą córeczką, naprawdę.
Dyra wstała z krzesła i zawołała mnie do gabinetu, zaraz miała mi powiedzieć, że mnie przenoszą, bo hańbię naszą szkołę.
- Shane, przenosimy cię do innego liceum.
- Proszę, nie! Już będę się uczyć, teraz naprawdę się poprawię – zaczęłam obiecywać błagalnym tonem.
- No nie wiem – rzuciła matka. Nigdy nie umiała mnie zrozumieć, dosłownie nigdy. Ugh, zawsze wiedziała najlepiej, ale teraz nie, teraz ja nie kłamałam, teraz nie miałam wszystkiego gdzieś, naprawdę zależało mi, by tu zostać, żeby poznać tego chłopaka, może już niedługo być z nim, kto wie.
- Proszę, niech pani da mi ostatnią szansę, obiecuję, że tym razem na pewno się poprawię. Teraz naprawdę zależy mi na tym, żeby tutaj zostać. Zrobię wszystko – upierałam się przy swoim.
- Dobrze, ale to ostatni raz Shane. Jakaś wpadka i wylatujesz, zrozumiałaś? Nie będzie taryfy ulgowej. Jeżeli teraz zawiedziesz nie będzie ratunku i koniec z nauką w tej szkole i wszystkimi twoimi zachciankami – powiedziała surowo Alexis(moja matka).
Byłam niezmiernie szczęśliwa, że mogę zostać, ale teraz będę musiała się bardzo postarać, by mnie nie wywalili i żeby pokazać matce, że jestem lepsza niż jej się wydaje, i że zasługuję na to.
Podczas powrotu do domu nawiązywałyśmy z matką jako taką rozmowę.
- Przyznaj się, dlaczego chcesz tu zostać? Zawsze twierdziłaś, że ta szkoła nie jest na twoim poziomie, że wolałabyś się uczyć gdzie indziej, a nie wśród takich kujonów. Nie rozumiem – spytała mama z uwagą wpatrując się w drogę, po której mknęła swoim czerwonym volvo 60 na godzinę. Przecież mogła jechać szybciej, dlaczego nigdy tego nie robiła?
- No bo tak. Jejku, musisz od razu wszystko wiedzieć?
Miałam do niej żal, że nigdy o nic nie pyta, a tu nagle ją coś interesuje. Od ośmiu lat robiłam zawsze to, na co miałam ochotę i ją to nie interesowało, dlaczego tak nagle teraz zaczęło? Czy niby przez te parę lat coś się zmieniło? Nie wierzę.
- Pamiętaj, że jeszcze mogę zmienić zdanie – krzyknęła!
- Okay, okay. Już milczę – powiedziałam. Dlaczego ona zawsze musi się tak do mnie rzucać? Nic jej nie zrobiłam złego przecież. Rodzice.
Teraz dopiero zauważyłam jak zaczyna ingerować w moje życie. Wprawdzie już od początku roku szkolnego czepia się wszystkich moich zachowań, tego jakim językiem się posługuję i jak się ubieram. Według niej wyglądałam zupełnie tak samo jak wszystkie dziewczyny, które za kasę, nowe spodnie, komórkę, czy też buty(zupełnie jakbym była jedną z tych dziewczyn w „Galeriankach”. No sory, ale aż tak nisko jak tamte laski to jeszcze nie upadłam.) zrobiłyby nie jedno, ale przecież ja nie byłam jak one. Zawsze miałam swój własny świat, ale bez używek, alkoholu, papierosów, byłam niemalże idealna, a ona i tak zawsze starała się znaleźć coś, co mogłoby w jednej chwili przekreślić wszystko, co było we mnie dobre, co dobrego zrobiłam. Każde moje nawet najdrobniejsze wykroczenie traktowała, jak jakieś straszne przestępstwo i wiele razy twierdziła, że robi to wszystko wyłącznie dla mojego dobra, żebym wyszła na prostą, żebym nie była taka jak ona. Nie wiem czy to wszystko było dla mnie, żebym stała lepsza, nikt tego do końca nie wie, prócz Alexis.
Do końca drogi już się do siebie nie odzywałyśmy. Po 20 minutach, kiedy wreszcie dojechałyśmy do „domu”, pierwszą rzeczą jaką zrobiłam było sprawdzenie, czy nie doszedł do mnie żaden sms od Gabriela. Strasznie miałam nadzieję, że chociaż on mnie nie zawiedzie, jednak tu też nie miałam racji, gdyż nie było żadnej wiadomości. Wpatrywałam się w ekran telefonu z pełnym skupieniem i na nowo oglądałam swoją tapetę. Nie miało to żadnego sensu, więc lekko przybita poszłam do kuchni. W lodówce znalazłam jedynie jogurt truskawkowy, trzy opakowania czekoladowego „monte”, mleko, kawałek sera, ananasa w puszce i rzeczy, które definitywnie do jedzenia się nie nadawały. Szybkim ruchem chwyciłam jedno opakowanie „monte” i zamknęłam lodówkę.
Mama stojąc przy zlewie zwrócona w moją stronę rzuciła mi jedną z łyżeczek stojących na suszarce. Zamyślona machnęłam ręką, ale nie udało mi się jej złapać. Alexis popatrzyła na mnie dziwnie i już otwierała usta by coś powiedzieć, gdy nagle dziwnym trafem zrezygnowała, i wróciła do swoich zajęć. Poszłam do swojego pokoju, nagle komórka zaczęła burczeć oznajmiając, że dostałam wiadomość. Stałam jak wmurowana, już straciłam wiarę w to, że Gabriel coś napisze, a tu taka niespodzianka, ale może to nie on. Przecież dużo osób w szkole, z którymi się wcześniej kumplowałam miały mój numer, pewnie to była jedna z dziewczyn, która niedawno wpadła na mnie na korytarzu. Wprawdzie nie bałam się zobaczyć tej wiadomości, a jednak coś mówiło mi, żeby może jednak nie patrzyć kto to, ale przecież kiedyś trzeba. Sprawdziłam i mówiąc szczerze trochę się zawiodłam. Wiadomość była od mojej najlepszej przyjaciółki Amelki. Pisała: „ Hej Szejn! ;*** Masz ochotę wyjść na roleczki, bo Nicole ma coś z kostką i nie da rady, a ja nie chcę marnować tak pięknego dnia ;< .„.  Trochę się zastanawiałam nad tym, czy iść, wprawdzie był piątek, ale mogłabym się pouczyć i nadrobić zaległości, jednak stwierdziłam, że muszę opowiedzieć wszystko Amelii o Gabrysiu, więc zdecydowana ruszyłam w stronę kuchni, gdzie słychać było stukot garnków trącanych przez rodzicielkę.
- Mamo Idę na rolki z Amelią!
- Ok., tylko nie wróć zbyt późno – upomniała mnie zrezygnowana.
- No jasne! Wrócę przed zapadnięciem zmierzchu – obiecałam, a ona tylko się uśmiechnęła. Chyba zaczyna mi wierzyć w to, co do niej mówię. I git, zmienia się, no i ja też. Napisałam jeszcze do Amell: „No pewnie, że idę. Będzie superastycznie, muszę Ci opowiedzieć o kimś. ^^ Na razie. Kocham Cię! ; ****”. I ruszyłam na rolkach drogą przed siebie. Strasznie cieszyłam się, że znów spotkam się z moją kochaną przyjaciółką i że będę mogła z nią spokojnie porozmawiać.
Kiedy tylko dotarłam na ulicę, na której spotkałam Amelię od razu zrobiło mi się ciepło na sercu. Opowiedziałam jej dokładnie wszystko, co dotyczyło Gabriela, rozmawiałyśmy o szkole, chłopakach, różnych bzdetach i o tym, jak bardzo się za sobą stęskniłyśmy. Amell stwierdziła, że Gabryś jest dziwny, może ma trochę racji, wprawdzie zachował się trochę dziwnie, ale tam. Mnie się strasznie podoba taki jaki jest, sprawia wrażenie niezmiernie tajemniczego, a mi się to straszliwie podoba.
Do domu wróciłam dosyć późno i piekielnie byłam zmęczona, a nogi strasznie mnie bolały, jeździłam z Amelią bardzo długo. Myślałam, że rodzona będzie zaraz mnie wypytywać co tak długo robiłyśmy i w ogóle, ale ona nie chciała nic wiedzieć. Od razu poszłam się wykąpać, w wannie rozluźniłam się na maxa i czułam, że jutro będę miała niemałe zakwasy, ale warto było. Po kąpieli wzięłam leki od alergii, umyłam zęby, zmówiłam pacierz i zasnęłam niespokojnym snem.
Gdy się obudziłam była już sobota. Nie lubię tego dnia, bo muszę pomagać mamie sprzątać w domu, póki wszystkiego nie zrobię nie pozwala mi nigdzie wyjść. Zupełnie jakbym była w jakimś więzieniu, w którym wszyscy muszą bezwzględnie wykonywać polecenia i nawet nie myśleć o tym, co dostali do pracy, tylko to robić.
Wstałam około godziny 10. Ubrałam się, zjadłam śniadanie i zabrałam się do roboty. Mama spała, kiedy obudziła się około 13 prawie wszystko było zrobione, trzeba było tylko poodkurzać. Od razu zdenerwowała się dlaczego jej nie obudziłam, a co moja wina, że chciałam, żeby chociaż raz pospała dłużej i wypoczęła? Zdumiona, że zrobiłam obiad zaczęła mnie przepraszać i się rozkleiła wmawiając sobie, że jest złą matką, a ja musiałam ją oczywiście przekonywać, że nie, i że świetnie sobie radzi. Kto jak kto, ale to moja mama, może jest trochę surowa, może czasami przesadzała, ale która mama nie jest nazbyt opiekuńcza. Dlaczego dopiero teraz zauważyłam, że moja rodzicielka robi to wszystko, żebym wyrosła na dobrego człowieka, może jeszcze nie jest za późno. Teraz zdałam sobie sprawę z tego, że Alexis jest zupełnie inna niż mi się często wydawało.
Po paru minutach się uspokoiła, a ja mogłam wracać do pracy. Męczyło mnie to, że Gabriel do tej pory nic nie napisała, przecież minęły aż dwa dni od naszego ostatniego spotkania, chociaż dla niego to mogły być tylko dwa dni. Ech nie da się zrozumieć chłopaków.
Odkurzając jeszcze rozmyślałam o tym wszystkim, a gdy skończyłam mama odgrzała obiad na kolację, a później już tylko leżałam na łóżku i udawałam, że czytam książkę. Dlaczego udawałam? Dlatego, że tak naprawdę byłam pochłonięta myślami o czymś zupełnie innym.
Kolejna część wieczoru minęła podobnie, a później, to co codziennie i spać.
Obudziłam się po 9. Mama od razu przyszła do mojego pokoju uśmiechając się szczerze.
- O, wstałaś już. Co zrobić Ci na śniadanie?
Byłam pod wrażeniem, że zachowuje się inaczej niż zwykle, że jest miła i nie stara się mi na siłę wmówić, że to ona wie tutaj wszystko.
- Nie wiem, a co jest dobrego? – zapytałam.
- Wszystko jest dobre – odpowiedziała – jeździłam do sklepu i kupiłam wędlinę, bułeczki, trochę owoców i tam jeszcze parę rzeczy, które nadają się do jedzenia – dopowiedziała z uśmiechem.
- Wiesz co mamo? Zrób mi po prostu coś dobrego, a ja to zjem, ok.? – zaproponowałam.
- Dobrze, jak chcesz – powiedziała i poszła przygotować mi śniadanie, na którym nie wiem, co miało być.
Gdy już byłam gotowa zeszłam do kuchni i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Na stole stały kanapki, bogato ozdobione ogórkiem, pomidorem, sałatą, pieprzem, solą i nie wiem czym tam jeszcze, a do tego w filiżance obok stała gorąca herbata.
- Jak zjesz, mam ci coś na deser – powiedziała mama z pokoju obok.
Wzięłam kanapki i zaczęłam jeść, oglądając telewizję w gościnnym. Zbliżała się dziesiąta. Spożywałam śniadanie i głęboko zastanawiałam się nad tym, czy Gabriel w ogóle ma zamiar się do mnie odezwać, gdy nagle mama mi przerwała.
- Proszę – położyła moją ulubioną czekoladę na stoliku – to dla ciebie, jak skończysz śniadanie – później, na 11 pojedziemy do kościoła, dobrze? 
- Ok. – powiedziałam, a mama zaczęła się oddalać – mamo – powiedziałam nie pewnie.
- Tak? – zapytała.
- Dziękuję za czekoladę, to moja ulubiona – powiedziałam.
- Wiem, że ją najbardziej lubisz, dlatego kupiłam – odpowiedziała z uśmiechem.
Wstałam i szczęśliwa i pocałowałam ją w policzek. Mama się uśmiechnęła, ale nie powiedziała nic. Pewnie się zdziwiła moim zachowaniem, ale jak to mówią, ludzie się zmieniają, więc czy ja też nie mogę się zmienić? Oczywiście, że mogę, nikt mi nie zabroni.
Zjadłam śniadanie i zabrałam się do czekolady. Nie zjadłam całej. Zostawiłam dziewięć kawałków mamie.
- Proszę, zostawiłam ci trochę – powiedziałam wyciągając rękę.
- To miło z twojej strony, ale ja nie chcę. Od niedawna nie lubię jeść czekolad, wybacz. Zobacz jak ładnie się do ciebie uśmiecha, zjedz ją sama – odpowiedziała.
- No, ok. – rzekłam.
Później pojechałyśmy do kościoła. Lubię tam przebywać, mimo wszystko czuję się spokojniejsza, wyluzowana i nie muszę udawać kogoś innego, a moja dobra natura wychodzi na wierzch. To niesamowite, że właśnie tam tak bardzo się uspokajam. Po kościele zabrałam się do nauki i tak aż do wieczora, później książka, to co robię codziennie i spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz