niedziela, 15 stycznia 2012

3. Psycho


    Coraz częściej czuję pustkę. Różne myśli kłębią mi się po głowie. W szkole jeszcze jakoś opanowuję wszystko, ale też staram się być sama, żeby nie przywiązywać się do ludzi, bo okropnie boli, gdy ktoś dla ciebie bardzo ważny staje się osobą coraz dalszą, a w końcu, przez którą stajesz się już do końca zapomniany.
    Nicole jest zajęta kimś innym, ja odeszłam na półkę zapomnienia. Dlaczego półka zapomnienia, bo na niej leżą rzeczy zapomniane, do których już się nie wraca. No tak, wszyscy przecież z biegiem czasu się zmieniają, znajdują nowych, często lepszych przyjaciół, a ci kiedyś najlepsi odchodzą właśnie na tę znaczącą półkę i tylko jeżeli czegoś naprawdę potrzebują właściciele tych zabawek to po nie sięgają i używają jak marionetki.
    A Nicole  obiecała. Miała znaleźć czas dla mnie, dla kawałka mojego serca. I co z tą obietnicą? Najzwyczajniej w świecie ją olała. Jakby to nie była żadna ważna obietnica, a tylko zwykłe puste gadanie przewrażliwionej Shane. Ech… jak ciężko jest utrzymać przyjaciół.
    No ale w sumie, co kogoś obchodzi taka dziewczyna jak ja? Nikomu do szczęścia nie jestem już wcale potrzebna, Nikki sobie przecież znalazła innych przyjaciół, prawdopodobnie lepszych niż taka ja.
    Próbuję teraz, jednak bezskutecznie, przekonać siebie, że wszyscy ludzie nie są mi potrzebni, że mój świat to tylko i wyłącznie ja. Nie wierzę w żadne swoje słowo, a tym bardziej nie wierzę sobie.
    - Shane! – zawołała Alexis – ktoś przyszedł do ciebie.
    - Hmmm. Ciekawe kto to – wyszeptałam sama do siebie – czyżby niby przyjaciółka? – jestem okropna, co ja w ogóle mówię?! – już idę – po namyśle powiedziałam głośniej, żeby mama mnie usłyszała.
    Schodząc miałam wiele tez twierdzących kto to, ale gdy zeszłam na dół moje wątpliwości, co do tego kto przyszedł momentalnie się rozwiały i okazało się, że ani razu nie trafiłam. Na progu stał mój „anty” ojciec. Kiedyś mama opowiadała mi o nim, pokazywała jego różne zdjęcia, ale zrezygnowała po tym, jak powiedziałam jej, że mnie to nie interesuje. Teraz on stał ty jak gdyby nigdy nic i uśmiechał się do mnie. Nie wyglądał zbyt staro, co najmniej na 30 parę. Miał czarne trampki z Nike, czarne spodnie dresowe, też z Nike, bluzkę, też czarną i też z Nike oraz skórzaną kurtkę, pewnie też z jakiegoś firmowego sklepu, mimo że nie było widać żadnego znaku, ani metki, bynajmniej ja go nie odkryłam.
    - Cześć mała! – powiedział uśmiechając się szeroko, pokazując swoje olśniewająco białe zęby.
    - Ohoho! Tylko nie mała – pomyślałam – cześć – odpowiedziałam zaś.
    - Mogę wejść? – zapytał i od razu nie czekając na odpowiedź wszedł do salonu i usiadł na kanapie.
    Chyba zauważył moje niezadowolenie, bo po chwili wstał i od razu mina mu zrzedła.
    - Dobra, przejdźmy do rzeczy – powiedział – jesteś moją „córcią” – dodając wykonał tak zwany ironiczny nawias.
    - Czego chcesz? – zapytałam zdenerwowana prawie do granic możliwości – oczekujesz może jeszcze, że coś dostaniesz, od którejś z nas po tym, co zrobiłeś mamie?! – prawie krzyczałam.
    - Mam chyba prawo nawiązać z tobą jakiś kontakt, czyż nie? – rzekł.
    - Niby – odpowiedziałam ironicznie – mów czego chcesz, bo nie mam ochoty i tak z tobą rozmawiać – dodałam.
    - A więc, czy nie uważasz, że powinniśmy podbudować nasze stosunki w celach dobra rodziny? – spytał już bardziej niepewnie.
    - Dobra rodziny?! Dobra rodziny?! O jakiej ty mówisz rodzinie?! Ty w ogóle wiesz, co to jest rodzina?! Nie wydaje mi się! – krzyczałam.
    - Kochanie, nie denerwuj się – wtrąciła się matka – mówiłam, że lepiej będzie jak ja z nią pierwsza porozmawiam – tym razem zwróciła się do ojca.
    - Mamo! O czym ty w ogóle mówisz?! Powinnaś pierwsza ze mną porozmawiać?! Niby o czym?! Dlaczego ja nic nie wiem?! – pytałam kompletnie zdezorientowana.
    - Ja i ojciec chcemy… - i nagle urwała, jakby bała się kontynuować, żeby nie stało się nic złego.
    Stałam w napięciu wyczekując, co powie dalej, jednak już w zasadzie nie musiała. Myśli same napływały mi do głowy. Powoli zdawałam sobie sprawę z tego, co oboje chcieli mi spokojnie i powoli powiedzieć. Chcieli się zejść, no jasne. Innych cieszyłaby ta wiadomość, ale ja miałam wszystkiego już po dziurki w nosie.
    - Rozumiem – powiedziałam tylko i pobiegłam na górę do swojego pokoju.
    Trzasnęłam drzwiami i włączyłam mp4 na fulla, głośność, którą nastawiłam wysadzało  bębenki, słuchałam swoją ulubioną piosenkę Paramore - „Decode”, a później kolejne utwory tego angielskiego zespołu, które uwielbiałam prawie tak samo jak poprzedni i po chwili zaczęłam płakać. Teraz świat wydawał mi się jeszcze gorszy, jeszcze bardziej nie do zniesienia.
    Po godzinie zmęczona płaczem zmniejszyłam głośność w mp4 i wtulona w swojego misia, Kubusia Puchatka, którego dostałam na pierwsze urodziny od babci, starałam się zasnąć. Chyba babcię kochałam najbardziej, ale ona odeszła najszybciej. Cztery lata temu był jej pogrzeb, zmarła na zawał, strasznie mi jej brakuje i często zastanawiam się nad tym, dlaczego to musiała być akurat ona. Rozmyślając zasnęłam.
    Obudziłam się o 2:40. Od razu ruszyłam do okna, by zobaczyć skąd bije taki blask, bo kątem oka spostrzegłam, że lampy są wyłączone. To były gwiazdy, świeciły tak oszałamiającym blaskiem, że chciałam się w nich zatopić i już więcej nie powrócić z tego pięknego świata. Śnieg skrzył się razem z nimi. Wszystko wyglądało na takie piękne, ubrałam się, spakowałam swoje najpotrzebniejsze rzeczy i wyskoczyłam przez okno. Miałam trochę kasy, sądziłam że wystarczy mi na dojazd do Sopotu do dziadka. Tylko on mógł mi teraz pomóc. Szłam bardzo długo, nie jeździły nigdzie żadne samochody. Doszłam do stacji kolejowej, kupiłam bilet i usiadłam na peron by zaczekać na pociąg. Miałam szczęście, bo w nocy bilet był tańszy i zostało mi jeszcze trochę na jakiekolwiek jedzenie. Zdążyłam porządnie zmarznąć, bo pociąg przyjechał dopiero po godzinie. Wsiadając od razu ogarnęło mnie niesamowite zdziwienie. Przy oknie siedział Gabryś pogrążony w lekturze, bynajmniej na takiego wyglądał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz