niedziela, 15 stycznia 2012

4. Niesamowita podróż


    Nie usiadłam koło niego, trochę miałam do niego żal, że się nie odezwał, a przecież obiecał. Zajęłam miejsce w drugim końcu wagonu i również zaczęłam czytać książkę. Gabryś przez kolejne dwie godziny udawał, że mnie nie widzi, a może naprawdę nie widział. Nie wnikałam.
    - Shane, przepraszam, że nie napisałem – powiedział.
    Zamurowało mnie, tyle czasu się nie odzywał aż tu nagle i nawet przeprosił. Nie możliwe, żeby tak długo układał słowa, które mógłby mi powiedzieć. Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami i rozdziawioną buzią, musiałam wyglądać fatalnie. Chciałam już powiedzieć, że nic nie szkodzi, ale ugryzłam się w język.
    - Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz. Ojciec miał wypadek i nie było… bardzo chciałem do ciebie napisać… ale zupełnie zapomniałem… te wydarzenia tak mnie zupełnie rozstroiły…  – jąkał się.
     - Już dobrze – powiedziałam – trochę miałam do ciebie żal, że najpierw obiecałeś, a później zupełnie nie dotrzymałeś danego słowa, ale już mi przeszło – pocieszyłam go.
    Teraz się uśmiechał, jeszcze piękniej niż zwykle, jak takiemu chłopakowi można by czegoś nie wybaczyć, przecież to niedorzeczne. Gabriel wstał wziął swoje rzeczy i podszedł do miejsc, które były koło mnie. Położył swoje rzeczy i usiadł koło mnie. Na początku głęboko wpatrywał mi się w oczy, jakby chciał coś w nich zobaczyć, ale ja ciągle mu na to nie pozwalałam i odwracałam wzrok. Później zaś powiedział, że musi do jutra przeczytać książkę, więc pogrążył się w lekturze. Ja zrobiłam to samo. Czytałam „Zahira” Paula Coelho i zastanawiałam się po co w ogóle go wyjęłam skoro i tak nie potrafię zagłębić się w lekturze, bo zapach Gabriela zupełnie mi nie daje i jestem przez niego za bardzo rozkojarzona.
    Spojrzałam po chwili na zegarek, był kwadrans po czwartej. Poczułam jak straszne zmęczenie siada mi na ramiona, oczy i umysł, więc zamknęłam książkę i zdecydowałam się przespać.
    - Gabriel – powiedziałam, a on podniósł głowę znad książki.
    - Wyglądasz na bardzo zmęczoną, może się prześpisz? – zaproponował.
    - Wiesz, chciałam ci właśnie powiedzieć, że trochę się chyba zdrzemnę – potwierdziłam.
    - Jeżeli chcesz, możesz położyć głowę na moim ramieniu, będzie ci o wiele wygodniej i mogę dać poduszkę do tego jeżeli chcesz? – zaproponował.
    - No nie wiem, będzie ci nie wygodnie – powiedziałam.
    - No już – przekonywał mnie dalej – przecież nic mi się nie stanie, ramię mi się chyba nie urwie, co nie? – powiedział i zaśmiał się.
    - Dobra, ale ostrzegam, jestem ciężka.
    - Przeżyję – powiedział i uśmiechnął się znów.
    Położyłam się więc na jego ramieniu i nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam.
    Nie wiem ile czasu byłam pogrążona we śnie, ale gdy się obudziłam nie było Gabriela, ani żadnej jego rzeczy, prócz poduszki i koca, który zostawił żebym mogła się wyspać. Strasznie mnie to zdziwiło, że go nie ma. Chyba był postój, bo nie czułam, ani też nie słyszałam, żeby pociąg się poruszał. Po chwili zdecydowałam, że warto by już wstać i w tej chwili zobaczyłam jego, wchodzącego do wagonu z pączkami i gorącą czekoladą.
    - O, już wstałaś? – powitał mnie od progu – nie chciałem cię budzić, wyglądałaś na taką wycieńczoną. Wiesz, kupiłem pączki i czekoladę, może się skusisz? – dokończył z szarmanckim uśmiechem.
    - Wiesz, z przyjemnością – powiedziałam z uśmiechem – uwielbiam pączki i gorącą czekoladę.
    - To wspaniale, przynajmniej nic się nie zmarnuje, bo wziąłem dużo tego wszystkiego.
    - Po co ci aż tyle? Jedziesz na jakąś wyprawę, czy coś?
    - Właściwie to tak, ale najpierw muszę zajrzeć do babci do Sopotu i zobaczyć jak się miewa, ostatnio była bardzo słaba. Jeżeli tak będzie i tym razem, zostanę z nią pewnie na całe ferie – powiedział zmartwiony.
    - Aha, rozumiem.
    - A ty? Jakie masz plany na ferie, jeżeli mogę wiedzieć? – kontynuował.
    - Tak do końca to jeszcze nie mam żadnych. Jestem pewna tylko dwóch rzeczy, tego, że uciekłam z domu i rodzice pewnie będą mnie szukać oraz tego, że jadę do dziadka do Sopotu, tak jak ty.
    - Hm, dość nieciekawie, ale postaram się pomóc ci zapomnieć, chociaż na czas drogi, o rodzicach i o tym, że uciekłaś.
    - Dzięki, tylko ciekawe czy Ci się uda.
    - Nie bój się, mam swoje sposoby – powiedział i zrobił podobną minę do tej na gadu-gadu - <cwaniak2> . 
    - Ok., postaram się ci zaufać.
    Przez resztę drogi cały czas rozmawialiśmy, Gabriel dużo mówił o sobie, ale też pytał często o moje zainteresowania, gatunek ulubionych książek, filmów. Upodobania muzyczne, spędzanie wolnego czasu i podobne. Podróż nad pozór minęła nam bardzo szybko.
    Gdy wysiedliśmy z pociągu Gabryś powiedział, że jeszcze nigdy nie spotkał takiej wspaniałej dziewczyny jak ja. Strasznie zdziwiły mnie jego słowa. Zawsze wszyscy powtarzali, że jestem nieznośna i, że często woleliby nie mieć córki, niż mieć taką jak ja. Rozumiałam ich, źle się uczyłam, pyskowałam. Ale przecież niektórzy gorzej mają. Niektórzy już dwunastolatkowi piją, palą, biorą narkotyki, uprawiają sex. Ja tego nie robiłam, więc dlaczego mama tak bardzo się mnie czepiała? Byłam lepszą dziewczyną niż niejedna spotkana na ulicy. Tak, problem polegał na tym, że miałam w dupie naukę i całą szkołę, znajomych, a często i mamę. Miała rację, ale przecież się zmieniłam, może teraz i Gabriel miał rację.
    - O czym myślisz? – przerwał mi rozmyślania.
- Już o niczym. Przepraszam, mówiłeś coś do mnie?
- Powiedziałem, że jeżeli chcesz to mogę Cię odprowadzić do domu dziadka.
- Jesteś pewien, że chcesz mnie odprowadzić? Mój dziadek jest dosyć dziwny, ja zresztą też.
- Tak chcę.
Miałam ze sobą tylko plecak i małą walizkę, dlatego droga do dziadka nie była zbyt ciężka. Z Gabrielem dalej rozmawialiśmy o naszych zainteresowaniach, później o planach na przyszłość.
Kiedy doszliśmy do ulicy na której mieszkał Ernest – mój dziadek powiedziałam, że pójdę dalej sama, jednak Gabriel uświadomił mnie, że dziwnym zbiegiem okoliczności jego babcia mieszka na tej samej ulicy. Jak się później okazało jej dom stoi naprzeciwko dziadka.
- Pewnie bardzo dobrze się znają – zauważyłam – są w końcu sąsiadami z naprzeciwka – dodałam z uśmiechem.
- Tak, pewnie tak, jednak babcia nigdy nie opowiadała mi o sąsiadach, nie jest zbyt rozmowna z tego, co wiem.
- Przepraszam, że spytam – speszyłam się.
- Tak?
- Co… co się stało z… no wiesz, z… twoim… dziadkiem? – w pociągu dowiedziałam się, że nie żyje od dawna.
- Miał wylew.
- Tak mi przykro.
Nie skończyliśmy rozmowy, bo dziadek wyszedł na podwórko wynieść śmieci i od razu mnie zauważył.
- Zobaczymy się? – zapytałam.
- Tak, pewnie. Zadzwonię – odpowiedział z uśmiechem, jednak widać było, że coś strasznie go martwi.
Podbiegłam do ukochanego staruszka, przytuliłam go mocno i pocałowałam w policzek. Nie mógł uwierzyć, że tu jestem. Od razu wyczuł, że coś musiało się stać skoro z tak małą walizką i strasznie wypchanym plecakiem przyjechałam do niego i oczywiście zasypał mnie pytaniami, czy wszystko dobrze między mną i mamą, czy wydarzyło się coś strasznego, czy radzimy sobie, itp.  Dokładnie opisałam mu sytuację i poprosiłam, żeby nie mówił rodzicom, że tu jestem. Chciałabym pobyć trochę sama.
Po tłumaczeniach, zjedliśmy z dziadkiem obiad i dziadek powiedział, że chciałby mi pokazać coś, co na pewno mi się bardzo spodoba. Przed wyjazdem zatelefonował jeszcze w jedno miejsce i powiedział, że możemy jechać. Zastanawiałam się do kogo mógł dzwonić, przecież obiecał, że nic nie powie rodzicom. Może myliłam się wierząc mu bezgranicznie we wszystko? Nie wiem, miało się okazać niebawem.
Do centrum dotarliśmy samochodem dziadka – volvo c30. Uwielbiałam ten samochód. Jeździł z taką oszałamiającą prędkością i pracował bardzo cicho, w przeciwieństwie do posiadanych przez mamę aut.
Jak się okazało na dziadka czekała jego dobra znajoma z synem, Przemkiem, który miał 19 lat.
Starsi się oddalili, a my poszliśmy pojeździć na łyżwach. 
- Kocham cię - powiedziałam nieśmiało do Gabriela i zaraz później pożałowałam swoich słów.
-  Chrzań się - odpowiedział zły, a ja poczułam ból w okolicy serca, jakby ktoś właśnie zaszedł mnie od tyłu i coś w nie wbił. Stałam jak otępiała nie wiedząc co powiedzieć, a on kontynuował - czy ty myślałaś, że się w tobie zakochałem? - zaczął się przeraźliwie śmiać, a mnie było strasznie głupio. Bardzo żałowałam, że mu powiedziałam. Popełniłam chyba największy błąd w moim życiu, ale cóż, trudno. Za błędy trzeba niestety płacić - chyba cię pogięło - dopowiedział i ruszył przed siebie z kamiennym wyrazem twarzy.
       Teraz wszystko zrozumiałam, on cały czas udawał i w ani jednej chwili, gdy trzymał mnie za rękę mu nie zależało, a słowa "kocham cię" i tak dalej, które cały czas mi powtarzał, były tylko ściemą. Całe moje zakochanie to było jedna wielka ściema. Rzecz, której teraz nie dało się ogarnąć. Stałam wpatrując się w ścianę budynku, który niby znałam od 18 lat, a tak naprawdę, był dla mnie tylko hotelem, w którym mogłam coś zjeść, odrobić lekcje i się wyspać, nic więcej. Zaczęłam płakać, bo co innego jest do roboty, gdy straci się wszystko, to co się miało najważniejsze w życiu? Nie wiem. Już nie mam pojęcia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz